Translate

sobota, 23 kwietnia 2011

Alleluja!

W przeciwieństwie do zastępów anielskich zwiastujących dobrą nowinę pasterzom na pewnym polu 33 lata temu, teraz było ich tylko dwóch.
Czekali, nawet nie musieli przesuwać głazu zamykającego grób.
Wszystko zrobił On sam.
Oni mieli tylko przekazać wiadomość.
O poranku cierpliwie czekali na ludzi.

Wszystkim gorąco życzymy głębokiego przeżycia czasu Świąt Wielkiej Nocy, spokoju, miłości i nadziei.
Róża, Krzyś i Ferajna

środa, 13 kwietnia 2011

A przecież mi żal....

Dziś pożegnaliśmy - zmarłą 11 kwietnia 2011 r.- Joannę Hasior.
Msza pożegnalna odbyła się w kaplicy Ośrodka Caritas w Myczkowcach, w którym to Ośrodku Pani Joanna znalazła wreszcie ciepłą przystań.
Piszę: wreszcie, bo tych przystanków w bieszczadzkiej wędrówce Pani Joanny było już kilka. Chciałabym może napisać coś "sierioznego" o obecności Pani Hasiorowej w naszym życiu, ale przychodzą mi do głowy same radosne i groteskowe chwile.
Ot, na przykład, jak skarżyła się, że nie może znieść wzroku "tych bezczelnych strusi" - gdy mieszkała w Smereku w sąsiedztwie hodowli strusi.
Gdy przeniosła się do Tarnawy Niżnej, wszystkich instruowała: "Proszę do mnie dzwonić w poniedziałek i czwartek od 18.00 do 18.15". Wtedy właśnie wychodziła na "zakręt" i stawała "na kamieniu", by - łapiąc zasięg - porozumieć się ze światem. Za każdym razem, gdy dzwoniłam -wyobrażenie starszej Pani sterczącej na kamieniu, na zakręcie, wyłapującej zasięg - rozbrajał mnie do reszty.
Podobnie jak historia, o której opowiedziała mi Kasia Romysłowicz: w nowym miejscu pobytu Pani Hasiorowej, mimo rozlicznych zalet przystanku , doskwierał jej hałasujący muzyką syn gospodyni. Na muzykę "młodych", której nie mogła pojąć (a spać się chciało!) znalazła proste rozwiązanie: kupiła pomarańczowe słuchawki drwali (ochronniki słuchu) i włączyła je do zestawu bielizny nocnej...
Na każdym wernisażu, spotkaniu obowiązkowo - powtarzam kategorycznie - obowiązkowo musieliśmy odśpiewać Pani Joannie "Puszkina" Bułata Okudżawy ("Co było, nie wróci i szaty rozdzierać by próżno...").
Taaak, wiem, niebanalna postać, ale nie byłoby uczciwe, gdyby umknęło to, co najważniejsze: szalona Pani Hasiorowa, mówiła o rzeczach ważnych.
Dopiero dziś dojrzewam do Jej postulatu artystycznego, ale - myślę, również moralnego- "nie wolno powtarzać rzeczy brzydkich, trzeba malować rzeczy piękne, trzeba pomnażać piękno tego świata,zwłaszcza jak się tu żyje".

Pani Joanno! Rżą konie u sań. I napewno Aleksander Siergiejewicz zaprasza do swoich sań, by zawieźć Panią - gdzie sobie Pani życzy....W naszych sercach zostanie Pani na zawsze....